computer-768696_1920

Relacja z pewnej walki – własna firma okiem młodego przedsiębiorcy

Wyobraź sobie freelancera? Przedsiębiorcę? Co widzisz? Młodego człowieka pod palmą? A może uśmiechniętego pana pod krawatem, biegnącego w centrum dużego miasta z laptopem w dłoni? Zapewniam Cię, że życie weryfikuje tę wizję. W marcu minęło 6 miesięcy, od założenia przeze mnie działalności gospodarczej. Praca na swoim przypomina taniec na linie. Jeden fałszywy krok i spadasz. Cały czas też musisz poszerzać swoją wiedzę i kwalifikacje, by branża nie wepchnęła Cię w ciemny kąt. Po kilku miesiącach prowadzenia własnej firmy i 13 latach pracy zdalnej (copywriter, seo manager) – dziś podzielę się z Wami kilkoma słodko-gorzkimi spostrzeżeniami.

Zapraszam w podróż do mojego świata — młodego stażem (bo wiekiem kwestia sporna ;-)) przedsiębiorcy.

Własna firma = praca na wielu etatach!

Myślisz, że prowadząc działalność jednoosobową będziesz tylko “zwijał” dobrze płatne zlecenia i liczył mamonę? Błąd! Prowadząc własny biznes, tak naprawdę nagle robisz na kilku etatach i w jednej chwili musisz mieć, chociaż podstawowe pojęcie w kilku dziedzinach.

Z dniem założenia firmy stajesz się:

  • księgowym — owszem możesz korzystać z pomocy księgowej, ale 90% osób na jednoosobowej działalności samodzielnie wystawia faktury. Proszenie księgowego co tydzień o nową fakturę jest na dłuższą metę uciążliwe. Wystawienie faktury w programie księgowym zajmuje maksymalnie 2 minuty,
  • marketingowcem — musisz “dobrze się sprzedać” i tak przedstawiać swoją markę, by klient uwierzył, że z Tobą jego firma osiągnie prawdziwy sukces.
  • mediatorem — bardzo przydatna umiejętność przy negocjowaniu stawek z klientami. Bezcenna jest też nutka asertywności. Nagle odzywa się stary znajomy z otchłani niebytu, udając najlepszego przyjaciela, który chcę usługę za free. Przecież i tak “klepiesz w klawiaturę”.
  • psychologiem — by zrozumieć myśli i oczekiwania klienta,
  • kreatywnym architektem — tylko tak przekonasz zleceniodawcę swoją ofertą.

W świecie pełnym iluzji – o płatnościach słów kilka

Przyznaję – sama wpadłam w pułapkę nadmiernego zaufania. Wyobrażałam sobie klienta, jako tego dobrego wujka, który poklepie po plecach mówiąc: “zrobiłem Ci przelew. Idź i żyj szczęśliwie”. Żyłam z myślą, że wystawiając fv nagle skończą się problemy z nierzetelnymi klientami. Błądzić rzecz ludzka. To tak nie działa. Szybko zweryfikowałam swój pogląd – już kilka dni po założeniu firmy – widząc, że ilość wystawionych faktur i ich wartość  nie jest kompatybilna z kwotami wpływającymi na konto. Klient płacący w terminie jest jak “złoty pociąg”, każdy wierzył, że istnieje, ale nikt go nie widział. Podstawa w biznesie: finansowa poduszka bezpieczeństwa. Tysiące razy słyszałam o księgowych na urlopie, zagubionych fakturach. Niestety, ZUS i Urząd Skarbowy – nie zna takich przypadków losowych i nie rozciąga terminów płatności jak elastycznej gumy.

Pułapka jednego klienta może dużo kosztować

Na szczęście od zawsze miałam charakter przewidujący i nigdy nie wpadłam w pułapkę jednego klienta. Wyznaję zasadę: „lepiej ustalić mniejszy zakres współpracy z jednym zleceniodawcą, mając inne źródła dochodu”. Na obecną chwilę, po 10 latach w branży jestem w tej komfortowej sytuacji, że pracuję miesięcznie dla 4 stałych partnerów, realizując z 4,5 projektów pobocznych. Przeżyłam nie raz historię pod tytułem: “współpraca marzenie”, projekt na wiele miesięcy – nagle kontrahent wycofuje się (wyjazd, brak budżetu, nowa wizja). Poznałam freelancerów, którzy zachłyśnięci jednym projektem z najlepszego snu, nagle tracili grunt pod nogami, zaczęli zalegać z płatnościami do US, ZUS, przez kolejne miesiące jedząc tylko ryż z jabłkiem. Opieranie się na jednym kliencie = strzał w stopę. Może bardzo zaboleć. Nie mówiąc o stresie i niepewności… Stała baza klientów to cenny skarb w dłoni freelancera.

Nie pal za sobą mostów

W codziennej pracy zawsze staram się dbać o dobre relacje z klientem. Jeśli projekt jest skończony – nigdy nie wiadomo, kiedy znowu się spotkamy. “Starzy klienci” są też dobrą alternatywą, kiedy na horyzoncie pojawia się słabszy miesiąc, susza w zleceniach – warto wtedy zapukać do tych z pozoru zamkniętych już drzwi. Kilka razy zdarzyło mi się odnowić kontakt i z nową siłą i energią stworzyć z klientem z dawnych lat coś naprawdę inspirującego. Do kilku klientów wróciłam i uważam to za naprawdę dobrą decyzję.  Nie kasuj starych adresów e-mailowych, telefonów do kontrahentów. Los może ponownie skrzyżować drogi.

„Sukces to droga, a nie dojście do celu…” – nie zabijaj w sobie pasji poznawania nowego…

Założyłeś firmę? Masz pierwszych klientów? Super, niestety to nie wystarczy. Chcąc być na fali wciąż musisz monitorować branżę. Pasja poznawania nowych trendów, narzędzi do pracy to podstawa. Poszerzanie kwalifikacji to priorytet praktycznie w każdej branży freelancerskiej: od copywriterów, grafików, programistów, aż po księgowych, prawników, fizjoterapeutów. Ja przeznaczam kilka godzin w miesiącu na sprawdzanie nowinek branżowych, testowanie nowych narzędzi, pogłębianie wiedzy w danej tematyce. Dzięki temu wiem, że nie dam się konkurencji zepchnąć na boczny tor tak szybko…mogę mieć też nadzieję, że Alzheimer zbyt szybko nie zakrzywi mojego poczucia rzeczywistości.

Zdrowy freelancer to efektowny freelancer!

Tak, jeszcze do dziś zdarza mi się wpadać w matnię nowego zlecenia, które przesłania mi świat”. Praca po 12 godzin? Co to dla mnie? Jest to zamknięte koło. Zmęczenie prędzej czy później się odzywa i uderza z podwójną siłą. Freelance to nieustanne balansowanie między nawałnicą pracy a zdrowym rozsądkiem i świadomością, że regularny sen i aktywność fizyczna to klucz do produktywności i zwiększonej koncentracji przy kolejnych zleceniach. Ważne, aby zresetować ciało i umysł. Spotkania ze znajomymi, weekendowy wyjazd oczyszcza umysł ze śmieci i jest swoistym katharsis dla freelancera, który zazwyczaj w 4 ścianach musi eksplodować kreatywnością.

O fali przypływów i odpływów – motywacji…

Mam szczęście! Robię to, co lubię! Niestety rzeczywistość freelancera nie jest taka różowa jak może się wydawać. Nie zawsze piszę kreatywne teksty o nowej sieci hoteli w Dubaju, czy podróżach na Alaskę. Zdarzają się zlecenia typu: “co Cię nie zabije, to wzmocni”. Opisanie 300 krzeseł, gdzie każde różni się tylko kolorem to mentalne Mount Everest. Ty, za pomocą magicznej różdżki, słowa – tak przedstawiasz wspomniane krzesło, by klient bez mrugnięcia okiem kliknął “dodaj do koszyka”, a następnie “kup teraz” skacząc z radości, że właśnie kupił mebel, bez którego nie wyobraża sobie życia. Taka “umysłowa siłownia” potrafi nieźle wyczerpać. Są dni, kiedy z uśmiechem na ustach, ze śpiewającymi ptaszkami za oknem wstajesz, zaczynasz kolejne zlecenie będąc mistrzem produktywności i utalentowanym magikiem. Są jednak i takie momenty, kiedy klawiatura laptopa parzy, a Ty odnajdujesz nagle obowiązki domowe, o których istnieniu nie miałeś pojęcia, w wersji lżejszej szukasz odpowiedzi na ważne pytania – nurtujące ludzkość od wieków: “czy pingwiny mają kolana?” I nawet Twój kot patrzy na Ciebie jak na psychopatę. Taki dzień “resetu” nie jest niczym złym – o ile “dedlajn jest odległą jeszcze wyspą, do której przy dobrych wiatrach zdążysz jeszcze dopłynąć. Gorzej, jeśli czysty dom oznacza, że dedlajn depcze już po piętach.
Freelancer pracuje, kiedy chce? Kłamstwo! Freelancer pracuje, kiedy jest zlecenie. Terminy, deadlajny, asapy regulują bicie freelancerskiego serca. Jest termin? Nie ma, że boli. Nie raz trzeba pożegnać się z wolnym popołudniem, wieczorem i zostać w oczach znajomych wychodzących na piwo: “dziwakiem”.

Praca w korpo? No way!

Tak… jestem dziwakiem, bo mimo opisanych powyżej cieni własnej działalności nie wyobrażam sobie zakleszczenia się w szponach korporacji – od 6 do 14, z upiornym szefem nad głową. Praca z pasją na swoich warunkach daje poczucie wolności, wolność pobudza kreatywność. Będąc na freelansie mogę:

  • pracować z kim chcę i jak chcę – tematyka zlecenia mi „nie leży”? Nie biorę go. Relacja z klientem nie daje satysfakcji? Żegnamy się uprzejmie. Bez płaczu, wyrywania włosów z głowy, szlochania z chusteczką w dłoni.  Każdy dzień, każdy miesiąc to nowe wyzwanie, nowy projekt,
  • skupiać się na jedynie tych wartościowych relacjach międzyludzkich – nie wyobrażam sobie pracować w jednej firmie. W malutkim pomieszczeniu. Przebywać przez 5 dni w tygodniu, po 8 godzin wśród tych samych twarzy. Fakt, podczas pracy żyję jak cyborg i klientów znam głównie z maili. Za to po pracy, w weekendy, na urlopie mogę wzmacniać relacje, na których mi zależy. Mieć czas tylko dla rodziny, przyjaciół. Nie marnować czasu i energii  na kontakty bez znaczenia,
  • jechać na urlop, kiedy mam ochotę – brak płatnego urlopu może boleć. Jeśli jednak dobrze ustawi się terminy, pozamyka ważne sprawy i otacza się wyrozumiałymi partnerami biznesowymi – bez problemu można gdzieś wyskoczyć na kilka dni. Pracownicy na etacie często muszą rok przed planowanym urlopem zaklepać termin lub mają odgórnie ustaloną datę urlopu. Co, jeśli szef wysyła Cię na urlop w lipcu? A Ty wolisz odpoczywać w spokojniejsze miesiące – we wrześniu, październiku?,
  • pracować, gdzie dusza zapragnie – kawiarnia, pociąg, plaża, domek w lesie. Freelancer może pracować z każdego zakątka Ziemi. Jeśli jest mistrzem dobrej organizacji może też połączyć turystykę z pracą. Wyjechać w przysłowiowe  Bieszczady i pracować z widokiem gór w tle (pod warunkiem, że łapie Internet, co akurat w górach może być problematyczne). Rano praca w cichej kawiarni, po południu zwiedzanie okolicy,
  • samodzielnie regulować tryb dnia – freelance daje wolność wyboru godzin pracy: jesteś rannym ptaszkiem? Pracujesz od 4 rano! Najlepsze pomysły wpadają Ci do głowy nocną porą? Realizujesz je o 1 w nocy. Wypad na kawę z przyjaciółmi w środku dnia? Dlaczego nie. Zakupy o 11 przed południem. Idealna alternatywa dla kolejek po 15.

 

Chcesz wiedzieć więcej o pracy freelancera? A może szukasz copywritera? Więcej na mój temat w zakładce: „O mnie”.

O Mnie